Recenzja Bioshock cz.1

biosock

Trudno dokładnie zaszufladkować Bioshock do jakiegoś gatunku. Najłatwiej powiedzieć, że jest to połączenie gier FPS z prostymi elementami RPG, którego twórcą jest firma Irrational Games. Innymi przedstawicielami tego gatunku była na pewno kultowa seria Deus Ex. Tam jednak mieliśmy do czynienia z cyberpunkiem. W Bioshock sytuacja jest zgoła odmienna.

Welcome to Rapture

Wszystko zaczyna się u schyłku lat pięćdziesiątych a początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Kierujemy poczynaniami Jacka, pasażera samolotu, który rozbił się nad oceanem. Jako jedyni przeżywamy katastrofę. W oddali dostrzegamy latarnie morską i bijące z niej światło. Pod nią znajduje się podwodny kompleks o nazwie Rapture, który będzie miejscem akcji podczas gry. Rapture zostało stworzone przez człowieka imieniem Andrew Ryan by najwybitniejsi naukowcy z całego świata mogli badać dno oceanu. Okazało się, że ślimaki z dna morskiego wydzielają substancję, która może w znaczny sposób ingerować w ludzkie zdolności. Substancje tą nazwano Adam. Niestety częste jej zażywanie powoduje uzależnienia, co doprowadziło do wojny wewnątrz Rapture, która prawie całkowicie zniszczyła podwodny kompleks.
Pierwsze chwile z grą obfitują w zadziwienie a czasami sięgają nawet euforii. Z góry napiszę, że mamy do czynienia z grą ze wszech miar wyjątkową, ale po kolei. Samo Rapture jest stylizowane na lata 60 i to widać. Mimo, że nikt jeszcze w tamtych czasach nie myślał, żeby budować podwodne miasta, całość wygląda niesamowicie wiarygodnie. Wszędzie wiszą porozwieszane plakaty reklamujące jakieś filmy czy występy teatralne. Pełno tu także odtwarzaczy płyt winylowych, starodawnych kin i dyskotek. Te czynniki doskonale budują klimat i stawiają grę w pierwszej piątce najbardziej klimatycznych gier wszechczasów.

Akcja, horror, RPG

Dobra, ale, o co tu właściwie chodzi. Już wewnątrz całego kompleksu okazuje się, że pełno tu wszędzie psychopatów i parszywych mutacji genetycznych. Na szczęście udaje się nam nawiązać kontakt radiowy z niejakim Atlasem, który będzie nam pomagał podczas rozgrywki. Głównie chodzi tu o to by nie dać się zabić. Warto też zaglądać w każdy ciemny zakamarek i zbierać apteczki, amunicję i nagrania. Z nagrań możemy dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy. Czasami śmieszą, czasami przerażają a czasami dają do myślenia. Nastrój jest raczej ciężki i można powiedzieć, że gra jest po części horrorem. Dużo tu krzyków w oddali, zmasakrowanych ciał, krwawych śladów, cieniu przesuwających się przed nami. Nie polecam gry nikomu o słabych nerwach, bo czasami można naprawdę dostać zawału.

Argumenty siłowe

Pora wspomnieć o arsenale i o umiejętnościach, jakie oddano nam do dyspozycji. Bronie na pierwszy rzut oka wyglądają dość biednie i jest ich mało, ale na szczęście to tylko złudzenie. Mamy tu, więc klucz francuski, rewolwer, Thompsona, shotguna, granatnik, aparat, miotacz i kuszę. Zastosowano tu prosty trik by taki zestaw broni naprawdę cieszył i dawał Radochnę, po prostu dano nam możliwość tuningowania broni w specjalnych stacjach, które spotykamy przez całą grę. Przy jednej takiej stacji można dostać tylko jedną część do którejś z posiadanych broni. Można zmienić siłę rażenia pocisków, zwiększyć szybkostrzelność czy zmniejszyć odrzut. Co za tym idzie dodanie jakiejś części do danego gnata zmienia na stałe jego wygląd i to w sposób, który nie sposób przeoczyć. Kolejną sprawą związaną z broniami jest amunicja. Otóż do każdej broni oddano nam trzy typy amunicji. Różnice są ogromne. Mamy na przykład amunicję zapalającą, która wolniej strzela, ale zadaje największe obrażenia, mamy łuski do shotguna z ładunkiem elektrycznym, który zadaje ogromne obrażenia robotom, mamy w końcu miotacza, z którego możemy zamrażać, palić i naelektryzować. Ogólnie nasz arsenał jest bardzo rozbudowany i na pewno jest to plus tej gry.